Kiedy zakładam firmę moim wyznacznikiem było zaproponowanie usługi, która jest nieco inna od tego co proponuje się w biurach projektowych. Nie da się wymyśleć koła na nowo i gdzieś tam wszyscy architekci wnętrz, którzy pracują w Polsce mniej więcej bazują na podobnym schemacie. Wiem to teraz, wiem to rok po założeniu firmy, ponieważ odbyłam szereg spotkań z architektami w czasie różnych spotkań i wydarzeń i podpytując ich na temat tego, jak działają, widzę, że wszyscy mamy podobny schemat. Natomiast wtedy kiedy zakładałam firmę, chciałam wyjść od klienta z nieco inną propozycją, z jakąś taką wartością dodaną i pierwsze co zrobiłam, to zaproponowałam taki projekt próbny za 299 złotych. To jest dosyć prosta usługa. Wcześniej wykonywałam ją całkowicie za darmo w mojej poprzedniej firmie, a polega to wyłącznie tylko na trzech koncepcjach układu funkcjonalnego mieszkania na rzutach płaskich, żadnych wizualizacji, żadnych modeli, żadnego doboru materiałów, czysty projekt, czarno-biały z meblami i sprzętem AGD w trzech różnych kombinacjach i to miało dać początek rozmów z klientem na temat dalszej współpracy lub ewentualnie takiej wiedzy dla klienta, że taka forma współpracy nie jest dla niego. Myślę, że to było dosyć uczciwie, dlatego, że sam koszt wykonania tego projektu próbnego był dość niski. Więc nie było żalu wydać takich pieniędzy, a przynajmniej otrzymywałam zapłatę symboliczną za to, co i jak wykonuje praktycznie dla każdego klienta, a w poprzedniej firmie wykonywałam to całkowicie za darmo, bez żadnej gwarancji tego, że klient podpisze ze mną umowę. Tutaj postanowiłam zaproponować takie rozwiązanie i tu widzę po roku czasu, że to cieszy się dosyć dużym zainteresowaniem. To nadal nie jest większość mojej pracy. Raczej powiedzmy, że jest to jedno zlecenie na miesiąc versus kilka miesięcznie normalnego projektu. Więc nie czuję się stratna z tego względu, a myślę, że daje klientom taką fajną alternatywę. Część klientów, którzy zdecydowali się na projekt próbny podpisało ze mną umowę na dalszą współpracę. Więc dla mnie wszystko wyszło na plus, że tak powiem.
Drugą rzeczą, którą dodałam do projektów zupełnie od siebie to był mudbor z dodatkami do wnętrz, które pasują do projektu klienta. To znaczy ja z reguł nie projektuję dodatków typu poduszki, świeczniki, bibeloty, ramki na zdjęcia, bo to jest czysto dekoratorska sprawa, a ja zawsze powtarzam, że nie jestem dekoratorem, tylko architektem wnętrz i tutaj bardziej ważna jest funkcja, kolorystyka, stylistyka, chociaż one są bardzo ważne i tworzą cały efekt. Natomiast to nie jest mocna storna projektowania i jest to pole do mojego dalszego szkolenia się w tym kierunku. Ale na ten moment nie byłam uczciwa w stosunku do klientów, którym kazała płacić za tą usługę, jeśli wiem, że nie dałam im w 100% tego, tego czego oczekują. Dlatego zupełnie za darmo dodaje mudbod 15 dodatków do wnętrz, wraz z linkami gdzie można je zakupić, które według mnie pasują do tego wnętrza. Więc klient otrzymuje wizualizacje i 15 dodatków, które może śmiało kupić i na pewno one będą do tego wnętrza pasować. Wtedy było takie moje założenie, że prowadząc firmę daje jeszcze coś więcej od siebie. Natomiast to wszystko ma być w granicy uczciwości w stosunku do klienta, ale również uczciwości w stosunku do samej siebie.
Teraz chciałam opowiedzieć o tym, jak ten mój rok wyglądał. To znaczy jakie ja odniosłam sukcesy i jakie dopadły mnie gorsze chwile i porażki, bo takie też były, ale to chyba jak w życiu każdego człowieka, że tego nie da się uniknąć. Mimo, że zakładając firmę miałam na swoim koncie blisko 300 zrealizowanych projektów i 7 lat doświadczenia to nie udało mi się uniknąć porażek.
Zacznijmy od tych lepszych wiadomości, od tego co udało mi się zrobić i dlaczego tak bardzo się cieszę, że założyłam własną firmę i od roku przynosi mi ona profity finansowe i również profity takie wewnętrzne dla mnie samej. Po pierwsze, to co muszę powiedzieć, to co jest najfajniejsze w prowadzeniu własnej firmy i co daje mi największą radość, z czego bardzo ciężko zrezygnować to fakt, że we własnej firmie mogę eksperymentować. To brzmi może trywialnie i głupio, ale powiem Wam, że jest to dla mnie taka ogromna wartość, że ja mogę próbować różnych rzeczy, mogę współpracować z kim chce, podejmować taką współpracę, mogę rozszerzać tą moją działalność w różnych kierunkach, mogę próbować choćby nagrywać pdocasty i sprawdzić czy Wam się to podoba czy nie. Z reakcji po pierwszym podkaście widzę, że taka forma kontaktu Wam się podoba, więc postanowiłam to kontynuować. Też mi to sprawia ogromną przyjemność. Mogę występować na różnych prelekcjach, prezentacjach. Ten rok obfitował dla mnie w ogromne sukcesy.
Po pierwsze, w marcu pani Ewa Mierzejewska, naczelna dwumiesięcznika „Dom i wnętrze” zaprosiła mnie na imprezę, którą organizowała na Stadionie Narodowym i poprosiłam o to, żebym poopowiadała trochę o pracy architekta. Wspaniała impreza dopracowana z wielkim rozmachem, wspaniałe produkty, które się tam pojawiały i można tam to wszystko oglądać. To była taka pierwsza prelekcja publiczna, na której występowałam i nie ukrywam, że się ogromnie stresowałam, ale miałam wsparcie bliskich mi osób i one dodały mi energii siły i wyszło fajnie. Ja jestem z siebie zadowolona. Także to pomogło mi w jakiś sposób uwierzyć w siebie i utwierdzić się w przekonaniu, że występowanie przed szerszą publicznością to jest coś, co bardzo lubię. Jeszcze wcześniej pani Ewa poprosiła mnie, żebym publikowała felietony na łamach dwumiesięcznika „Dom i wnętrze” i od września tamtego roku te felietony ukazywały się cyklicznie co 2 miesiące. Mówię ukazywały, w czasie przeszłym, bo niestety tytuł „Dom i wnętrze” znika z kiosków przez decyzję wydawcy, ale przez ten rok udało mi się kilka felietonów opublikować i wiem z reakcji redakcji, że zawsze ich rozśmieszały, poprawiały humor i miały pozytywny odbiór czytelników. Więc mogłam zaprezentować się na żywo, mogłam się zaprezentować w formie papierowej, potniej był jeszcze Archi Day we wrześniu. Tam praktycznie przez 2 dni miałam cykl wystąpień, szkoleń i wywiadów, które przeprowadziłam z bardzo inspirującymi gośćmi. Żałuję, że tych filmików nie można nigdzie obejrzeć, to znaczy materiał wideo powstał z tego wydarzenia, ale do tej pory nie został jeszcze zmontowany. Niestety tak to bywa, czekamy cały czas, jak tylko będzie, chętnie się z Wami podzielę, bo na Archi Dayu był taki szok, tyle ludzi przyszło na moje wykłady. Miałam możliwość podpatrzeć jak Robert Majkut wcześniej występował i jakie tłumy gości przyszły na jego wykład, a potem okazało się, że na moje 2 wykłady, które poprowadziłam w sobotę, przyszło tyle samo osób, jak nie więcej. Ludzie stali w przejściu, w wejściu. Widziałam filmik, bo jak stałam na scenie, to Was nie widziałam, bo te światła waliły mi po oczach, ale z filmiku widziałam, że ludzi było bardzo, bardzo wielu i chciałbym Wam za to serdecznie podziękować, za wsparcie, które mi daliście, za rozmowy. Te kilkanaście osób, które przyszło mi pogratulować, przywitać się po prostu i przybić piątkę, to było strasznie miłe. Później jeszcze zostałam poproszona przez redakcję Dzień dobry TVN o udzielenie krótkiej odpowiedzi na temat niedostępności podwykonawców, także miałam przez chwilę możliwość zaistnieć w telewizji, a dzisiaj nagrywam dla Was podscat. Oprócz tego projektuję. Oprócz tego prowadzę firmę. Oprócz tego prowadzę bloga. Oprócz tego współpracuję z różnymi osobami. No i myślę na temat moich przyszłych zadań, moich przyszłych planów na kolejne 12 miesięcy i mam głowę pełną pomysłów. To sprawia, że jestem na maxa kreatywna, cały czas myślę o różnych gałęziach, w których chciałabym się sprawdzić, zobaczyć czy to jest dla mnie, poeksperymentować i to jest najfajniejsza część mojej pracy. Najwspanialsza część tego, że jestem kowalem własnego losu, że wszystko jest w moich rękach, że ja odpowiadam za to w 100% i jak coś mi się uda, to jest to tylko i wyłącznie mój sukces. Jeśli poniosę porażkę, mogę winić tylko siebie. To jest najwspanialsza rzecz, której doświadczyłam w czasie prowadzenia firmy w czasie ostatnich 12 miesięcy i coś czego się nie spodziewałam. Wiedziałam, że będzie fajnie, wiedziałam, że zmiany są najlepsze, że jeśli myślę o jakiejś zmiatanie, to ja jej faktycznie potrzebuję i muszę się na nią zdecydować. Ale nie sądziłam, że to mi da dodatkowe profity, chociażby z tego, że będę mogła się sprawdzić na różnych polach.
Oprócz tego eksperymentowania okazało się, że niewątpliwym sukcesem prowadzenia bloga jednocześnie prowadząc firmę był fakt, że przez ostatnie 12 miesięcy zgłaszały się do mnie naprawdę fajne osoby, które chciały wejść ze mną we współpracę, które chciały ze mną wykonać projekt swojego mieszkania. Nie wiem, czy to jest powodowane jakimś moim szczęściem do takich osób pozytywnie zakręconych czy jest to fakt, że blog skupia wokół siebie pewną grupę społeczną, z którą ja się czuję bardzo dobrze, czy jest to fakt, że blog sprawia, że te osoby już na początku zaczynają mi ufać, że on skraca dystans i ten pierwszy etap prezentacji mamy już za sobą, ponieważ na blogu można przeczytać prawie wszystko na mój temat. Prawie, bo o moim życiu prywatnym niewiele, ale to nie jest istotne w perspektywie współpracy nad projektem. Natomiast można przeczytać na blogu praktycznie wszystkie zasady, którymi kieruję się w trakcie projektowania. Jeśli ktoś na takiego bloga wchodzi, te treści mu odpowiadają, odpowiada mu moja merytoryka, mój humor, mój żart, moja ironia i decyduje się na to, żeby się do mnie odezwać, poprosić o projekt, to jest 90% szans, ze nam się powiedzie, że będzie fajnie. W tym roku chyba nie miałam klienta, z którym kompletnie nie nadawałabym na tej samej fali. Były oczywiście osoby, który były bardziej, mniej zdystansowane w stosunku do mnie. Z jednymi jestem na ty, z innymi cały czas jestem na per pani, per pan, ale to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie te osoby, myślę o moich klientach z tego roku, myślę, że byli fajni, normalni ludzie. Tacy, którzy nie dzwonią o 23.00. No nie, był jeden klient, który do mnie bardzo późno dzwonił, ale tylko dlatego, że sam późno kończył pracę i to była taka nasza niepisana umowa, że daję mu na to pozwolenie, bo tylko wtedy mógł rozmawiać, ale to było ze mną uzgodnione. Nie mam o to żalu i pretensji. Natomiast wszystkie inne osoby naprawdę w porządku. Sam fakt, że nie miałam do tej pory problemów z płatnościami, wszyscy płacili mi na czas, ze wszystkimi jestem rozliczona w 100%, daje mi przekonanie, że wykonałam dobrą pracę i że ci klienci byli z tego zadowoleni i nie chcieli mnie oszukać. Uniknęłam takich sytuacji, w których ktoś chciał mnie oszukać.
To teraz jeszcze trochę na temat statystyk. Wiem, że liczby najlepiej przemawiają do wyobraźni i tutaj chciałam Wam powiedzieć na początku, jak wyglądały statystyki bloga. W 2015 roku założyłam bloga i blog miał swoją premierę we wrześniu. Mówiłam Wam o tym, że na początku ten rozgłos i ta cała fama, były dla mnie nie do ogarnięcia, w ogóle się nie spodziewałam, nie wiedziałam co o tym sądzić, czy to dobrze czy źle. Tylko od września do grudnia blog odwiedzono 264 tyś. razy. Było 264 tyś. odsłon, co przekłada się na 124 tyś. unikalnych użytkowników. To są 4 miesiące i się przewinęły takie tabuny ludzi przez tę stronę, tak że jest mi ciężko to jakkolwiek skomentować. W kolejnym roku te statystyki nie były już tak spektakularne, ale tylko i wyłącznie dlatego, że rok 2016 w ogóle nie był dla mnie dobrym rokiem prywatnie. Dlatego też podjęłam decyzję, aby założyć firmę pod koniec 2016 roku, żeby w końcu przerwać ten marazm, no i w związku z tym trochę zaniedbałam bloga. On siłą rozpędu, odcinając kupony od pierwszej popularności, gdzieś tam funkcjonował, ale miał duży spadek, jeśli chodzi o oglądanie, o odwiedziny. Mniej więcej od maja do września tam się chyba nic nie działo. Nie dodawałam żadnych wpisów, a jeżeli już, to sporadyczne. I wtedy przez cały rok 2016 odwiedziło mnie 98 tyś. unikalnych użytkowników, generując 257 tyś. odsłon. No i teraz kończymy 2017 rok. Kiedy narywam ten podcast jest połowa grudnia, więc mogę Wam podać jak to mniej więcej wygląda na dzień dzisiejszy. Tutaj jest sukces, jest Was dużo więcej w tym roku. Tylko do tej pory stronę odwiedziło 180 tyś. unikalnych użytkowników. Przemilczę to. Uczczę to minutą ciszy, ponieważ 180 tyś. osób, to tyle ma mój rodzinny Olsztyn. To jest dla mnie niewyobrażalna ilość osób, które przyszły tutaj, żeby przeczytać na temat projektowania wnętrz. Nie prowadzę bloga life stylowego, tam nie ma przepisów na obiad, ani na to jak ćwiczyć pośladki, więc taka liczba osób, które są zainteresowane wąskim tematem, jakim jest projektowanie wnętrz, a muszę przypomnieć, że na blogu nie ma takich ładnych zdjęć jak na instagramie, wiec nie ma po co wejść, żeby nacieszyć oko fajnymi zdjęciami, bo nie za bardzo umiem je robić, więc jest tam więcej słowa pisanego niż obrazków. Te 180 tyś. osób wygenerowało 410 tyś. odsłon. Mega sukces, bardzo Wam za to dziękuję. To sprawia, że chce mi się robić więcej, więcej, więcej. Mam nadzieję, jak będę nagrywać podcast z 2018 roku, to będzie Was dwa razy więcej.
Jak to się przełożyło na prowadzenie mojej firmy? Przez ostatnie 12 miesięcy udało mi się zrealizować 45 projektów. To daje średnio 3-4 nowe projekty miesięcznie. Może się wydawać, ze to nie jest bardzo dużo, tylko trzeba pamiętać o tym, że ja jednocześnie prowadzę ok. 15 projektów i to są już poważne liczby. To jest taka mój granica bólu, że nie jestem w stanie wziąć choćby jednej więcej wizualizacji łazienki, dlatego, że 15 projektów jednocześnie to jest dosyć sporo. Dlaczego tak się dzieje, że wychodzi, że mam 3-4 projekty miesięcznie, a mówię o 15? Dlatego, że projekt nie trwa miesiąc i to nie jest tak, że 1 września podpiszę 3 umowy i 1 października zakończę te projekty i podpiszę kolejne, tylko te projekty trwają 2 miesiące, 3 miesiące, a niektóre pół roku. One się wzajemnie nakładają. Jedne się kończą, drugie się zaczynają. I do tej pory, od marca mniej więcej, mam ciąg 15 projektów, które nade mną wiszą, które prowadzę. Jedne skończę, to pojawią następne, tak to wygląda. Udało mi się zaprojektować ponad 2 tyś. metrów kwadratowych. Te 45 projektów, które przeprowadziła, rozkłada się mniej więcej na taką liczbę. Teraz na ten moment nie przyjmuję żadnych nowych projektów aż do marca 2018 roku. Na ten moment czas oczekiwania na współpracę ze mną to są 3 miesiące. Niestety niewielu klientów nie zdaje sobie sprawy z tego, że to tak wygląda, że ja nie jestem w stanie zrobić czegoś przed świętami jeszcze, albo nie jestem w stanie zrobić czegoś na za tydzień. Jest takie rozczarowanie: a, mamy już odebrane klucze, mieliśmy umówionego glazurnika na za 2 tygodnie, myśleliśmy, że da Pani radę nam to zrobić. No nie. Nie dam rady. Jeśli ktoś chce zacząć ze mną współpracę, to zapraszam 3 miesiące przed odbiorem kluczy, a tak naprawdę najchętniej pół roku, bo jeszcze trzeba pamiętać o tym, że sam projekt trwa ok. 12 tygodni.
To tak, jeśli chodzi o liczby. Teraz trochę gorzkiej prawdy. Jakie były największe porażki czy trudności, z którymi ja się spotkałam. I to też jest taka dobra rada dla Was ode mnie. Jeśli też zastanawiacie się nad rozpoczęciem własnej działalności albo jeśli ją prowadzicie, to być może niektóre Wasze obserwacje pokryją się z moimi. Żeby nie być gołosłowną, to wypisałam sobie takie popularne błędy, które usłyszałam w pewnym podcaście, autorstwa Pawła Tkaczyka i Marka Jankowskiego z Małej wielkiej firmy. Jeśli słuchacie podcastów, to pewnie jest to dla Was znana audycja, bo jest już prowadzona bodajże od 9 lat i naprawdę ma fantastyczne podcasty na swoim kącie, zachęcam Was. W notatkach do tego podcastu oczywiście będzie odnośnik do tej audycji. Paweł Tkaczyk i Marek Jankowski w czasie tej audycji wypisali najbardziej popularne błędy, które dotykają młodych przedsiębiorców i ja zgadzam się z nimi w 100%, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak opowiedzieć jak wyglądało to z mojej strony.
Pierwszy błąd, który popełniają młodzi przedsiębiorcy, to jest nieznajomość rynku. Będę z Wami uczciwa, nie zrobiłam żadnego reaserchu, jeżeli chodzi o to, jak wygląda moja konkurencja. Po prostu weszłam na takim spontanie, że w ogóle nie zaprzątałam sobie tym głowy. Ponieważ siedziałam w tej branży już od wielu lat, to wydawało mi się, że wiem jak wygląda konkurencja, jak wygląda działalność innych firm. Z perspektywy czasu ciężko mi jest jednoznacznie powiedzieć, czy to był mój błąd. Ja tego tak nie oceniam, ponieważ w żaden sposób to się nie odbiło na porażce mojej firmy. Nie odczułam, aby miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Potrafiłam wyciągnąć wnioski z tych 7 lat obserwacji innych firm i tego jak działają inni architekci, żeby wyrobić sobie pewne zdanie. Natomiast to jest bardzo ważna informacja żeby ten rynek rozpoznać, jeśli zakładacie własną działalność, a nie macie doświadczenia w projektowaniu wnętrz. Jeśli dopiero wchodzicie na ten rynek architektury, to warto rozpoznać jak działają inne firmy, jak działają inni architekci, żeby albo proponować usługi na podobnym poziomie, jeśli jest to ktoś wartościowy albo zaproponować coś więcej.
Drugim popularnym błędem jest nadmierny optymizm, czyli robienie czegoś na hura, na zasadzie „mi się na pewno uda, na pewno odniosę sukces”. Tutaj z kolei muszę przyznać szczerze, że ja w życiu w ogóle jestem naładowana optymizmem i wszystko, co zaczynam robić, to uważam, że odniosę w tym spektakularny sukces. Czasem może on mnie tylko przewyższyć w moich oczekiwaniach, tak jak było w przypadku bloga, ale zawsze wierzyłam, że osiągnie sukces, że to, co będę proponowała, spotka się z entuzjazmem. I tak faktycznie było, co mnie ogromnie cieszy. Chyba nie zniosłabym tego, że zarywam noce i piszę dla Was posty, a potem nikt tego nie czyta. Nadmierny optymizm w czasie zakładania własnej firmy powinien być studzony realizmem, pewnymi kalkulacjami co zrobić, ile zarobić pieniędzy, żeby wyjść na zero. A potem ile zarobić, żeby zacząć na tym zarabiać. Doradzam wszystkim spokój i wyważenie, natomiast jeśli chodzi o mnie, to się w ogóle nie sprawdza.
Kolejnym takim popularnym błędem, według bloga Mała wielka firma, są zbyt niskie ceny, które podajemy na początku naszego prowadzenia firmy. Muszę tutaj oddać Markowi i Pawłowi, że faktycznie tak jest, że trochę się nie cenimy, ale z drugiej strony ta pewność nas samych i naszych umiejętności jest zdecydowanie zbyt niska, żeby proponować cenę jak osoby z wieloletnim doświadczeniem. Wtedy, kiedy zakładałam bloga, ceny za projekt było o 20 czy 30 zł niższe za metr kwadratowy niż jest to w chwili obecnej. Dlatego, że wtedy podałam za niską cenę i później, kiedy sobie przeliczyłam ilość czasu, którą poświęcam na projekty, ilość uwagi i koszty firmy, stwierdziłam, ze ta cena jest za niska i postanowiłam ją podnieść. Robiłam to bardzo delikatnie. Podnosiłam ją mniej więcej co 10 zł raz na kwartał. Oczywiście, w związku z tym zrealizowałam tych projektów mniej niż mogłabym, gdyby ta cena była taka jak wyjściowa. Ale z drugiej strony teraz już nie mam czasu, nie wiem w co włożyć ręce, więc jestem zadowolona z tej decyzji, że podniosłam cenę projektu, dlatego że zarabiam takie pieniądze jak chcę, dają mi satysfakcję. Z drugiej strony są osoby, które są w stanie za taką jakość usługi zapłacić kwotę, jaką proponuję.
Kolejnym popularnym błędem jest reklama na chybił trafił. Tutaj faktycznie jest spory problem wśród młodych przedsiębiorców, którzy nie mają takiego zaplecza reklamowego jakim był mój blog. Ponieważ on powstał i działał bardzo sprawnie już od roku zanim zdecydowałam się na założenie firmy, to statystyki mówią same za siebie: 100000 osób rocznie, które odwiedzają blog. Tam muszą się znaleźć osoby, które będą zainteresowane moimi usługami. W tym roku 180000 użytkowników, więc to daje duże pole do tego, aby znaleźć potencjalnego klienta. Wtedy, kiedy ktoś rozpoczyna własną firmę, a nie ma takiego zaplecza reklamowego, jakim jest blog, to faktycznie może próbować tej reklamy w różnych kanałach; czy w Google, czy na Facebooku. Sztuką samą w sobie jest to, żeby odpowiednio targetować tę reklamę. O tym, jak to robić, przeczytacie w wielu naprawdę fajnych artykułach, w wielu audycjach. Jeśli znajdę taki podcast, który kiedyś słuchałam, to również w notatkach umieszczę, ale warto być z tym na bieżąco, dlatego, że te standardy bardzo szybko się dezaktualizują. Cały czas Facebook zmienia swoją politykę docierania do potencjalnych klientów i niestety jest tak, że mimo, że na chwilę obecną mój blog śledzi ponad 8000 osób, to zasięg moich postów jest śmiesznie niski. Jeśli nie dopłacę kilku złotych Facebookowi za to, żeby ten post dotarł do Was, żebyście go zobaczyli na swojej tablicy, to praktycznie nic z tego nie będzie. Zawsze trzeba inwestować w tę reklamę, żeby docierać do odpowiedniej ilości osób. Natomiast nigdy nie ma gwarancji, że z tej reklamy będzie jakiś realny przychód. Warto więc zasięgnąć informacji na dany temat zanim zdecydujecie się inwestować jakiekolwiek pieniądze w reklamę lub poprosić firmy, które się na tym znają. Od nich będziecie mogli oczekiwać rezultatów.
Kolejnym błędem jest branie całej pracy na siebie. Ciężko się dziwić młodym przedsiębiorcom, którzy zazwyczaj prowadzą firmę jednoosobowo. Ja tak przez dłuższy czas pracowałam. Tak naprawdę to się zmieniło dosłownie miesiąc temu, ale przez większość czasu cała kwestia ogarniania projektów, zamówień, koordynacji, nadzorów nad pracami, jak również wszystkie kwestie związane z administrację (akurat w przypadku księgowości miałam ogromne wsparcie mojej mamy), wszystkie kwestie umowy, faktur leżało po mojej stronie. Tego jest naprawdę bardzo, bardzo dużo, ale chcąc ograniczyć koszty na początku, bierze się tą całą pracę na siebie. Konsekwencją jest ogromne zmęczenie, zniechęcenie i w dalszej perspektywie albo popełnienie bardzo kosztownych błędów, albo zaniechanie działalności. Jeśli coś nie sprawia nam przyjemności, ciężko się w to zaangażować.
Nadmierny perfekcjonizm, który jest wymieniony jako kolejny błąd – to raczej cecha osobowości, ale na pewno nie pomaga w prowadzeniu firmy, ponieważ nie ma takich sytuacji, w których możemy wykonać coś od początku do końca, od A do Z, perfekcyjnie. Możemy dokładać wszelkich starań, ale w takim zawodzie jak architektura wnętrz, jak bycie architektem czy projektantem, wiele rzeczy jest niezależnych od nas i nie da się dopilnować wszystkiego. Zawsze, w każdym projekcie i w każdej sytuacji znajdzie się jakieś słabe ogniwo. Albo będzie to dostawca, albo podwykonawca, albo klient, ale w końcu również my sami czasem jesteśmy dla siebie wrogami. Nasze zmęczenie, nasze rozluźnienie, potrzeba snu czy chociażby zrobienia czegoś dla siebie generuje takie problemy. Ciężko od siebie oczekiwać 100% perfekcjonizmu 365 dni w roku. Wiem, że to ogromnie męczy i frustruje, ale to jest droga donikąd.
Kolejnym błędem jest niespisywanie umów. Naprawdę ciężko jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś teraz próbuje mnie namówić na to, żebym nie podpisała umowy lub nie wystawiła faktury. Nie zdarzyło mi się to w czasie 12 miesięcy i nie zdarzy mi się to nigdy, ponieważ dla mnie to jest świętość nad świętościami. Nie rozpoczynam współpracy z nikim, kto proponuje mi zrobienie czegoś na lewo, na czarno. Po prostu nie. Od razu zapala mi się czerwona lampka, mimo że ktoś może nie mieć złych intencji w stosunku do mnie, tylko taki sposób bycia, ale ja z taką osobą nie nawiążę współpracy. Dla swojego świętego spokoju. On jest dla mnie cenniejszy od wszystkiego innego. Naprawdę gorąco przestrzegam Was przed tym, żeby unikać osób, które nie chcą popisywać umów, a Wy sami macie za zadanie – i to jest tak naprawdę najważniejsza kwestia prowadzenia własnej działalności – żeby z każdym spisywać umowę. Wzór umowy projektowej dostępny jest u mnie na stronie w tece architekta, do którego też będziecie mieli linka w notatkach. Wystarczy się zapisać do newslettera, potwierdzić subskrypcję, a potem oczekiwać na mail z hasłem do teki architekta i tam jest wzór umowy na prace projektowe. Bieżcie, korzystajcie, podpisujcie. Będziecie mieli święty spokój.
Ostatnim błędem jest nieznajomość przepisów. Szczególnie w architekturze nieznajomość przepisów, norm budowlanych, podstawowej sztuki budowlanej, technicznej, czy nawet jeśli chodzi o kwestie księgowe – niestety odbija się czkawką. Mi się na szczęście w tym roku nie zdarzyła jakaś taka wpadka z tym związana, natomiast miałam swoją porażkę, jeśli chodzi o znajomość przepisów księgowych i mimo, że moja mama jest obeznana z księgowością w tych wszystkich niuansach, to dałam się zwieść pani z urzędu skarbowego, która mi powiedziała, że muszę założyć kasę fiskalną. Absolutnie nie musiałam tego robić. Jeśli rozliczam się klientami tylko i wyłącznie na podstawie przelewów, nie otrzymuję nic w gotówce, tylko zgodnie z umową klienci płacą mi przelewem, to nie potrzebuję mieć kasy fiskalnej. Teraz nie dość, że musiałam kupić to ustrojstwo, wydać ciężkie pieniądze, za które urząd skarbowy zwrócił mi tylko część, to jeszcze muszę tę kasę fiskalną wozić z sobą naprawdę wszędzie, bo nigdy nie wiem czy jakiś klient nie przeleje mi jakichś pieniędzy. Czasami jest tak, że wystawiam fakturę pro forma z 3-dniową datą płatności, a ktoś prześle mi ten przelew dopiero po tygodniu. Muszę mieć tę kasę fiskalną cały czas przy sobie, w zasięgu swojej ręki, po to, żeby na koniec dnia wystukać w niej wszystkie przelewy, które do mnie dotarły, zrobić raport dobowy, a co miesiąc – raport miesięczny. Jest to strasznie upierdliwe, nienawidzę tego robić i zawsze się śmieję, że wyciągam ten swój kramik i wybijam paragony. Jeśli działacie w taki sam sposób jak ja, jeśli otrzymujecie tylko i wyłącznie pzrelewy za swoją pracę, to nie musicie posiadać kasy fiskalnej. Sprawdzone info.
Ostatnia rzecz, która mnie też spotkała i to jest porażka jeśli chodzi o kwestie księgowo-finansowe. Dałam się zwieść zasadzie, żeby dążyć do zwiększenia kosztów, żeby nie płacić podatku dochodowego. To jest straszny bullshit, nie róbcie tego. Przez pierwsze pół roku próbowałam wydawać prawie wszystkie pieniądze, które zarobiłam, po to, żeby nie płacić podatku, co, jak o tym myślę, jest tak bez sensu, jest tak głupie. Fakt, że nie wydawałam tego na jakieś moje przyjemności, tylko na rzeczy do firmy, bo nabyłam fajny komputer, który kosztował mnie prawie 12000 zł i nabyłam jakieś sprzęty: drukarka, aparat, inne tego typu gadżety, ale kupiłam też rzeczy, które nie były mi niezbędne. Mogłam się bez nich obejść, one ostatecznie mi się przydały, ale nie były to takie palące potrzeby. Natomiast słuchałam porad innych osób, które prowadzą już własną firmę i które mówiły mi „rób koszty, rób koszty, wydawaj pieniądze, bo będziesz musiała w innym wypadku zapłacić do urzędu skarbowego podatek”. Dałam się temu zwieść i wydawałam te pieniądze, zamiast je oszczędzać. Celem firmy nie jest wydawanie pieniędzy. Celem firmy jest zarabianie pieniędzy. Musicie o tym pamiętać, kiedy decydujecie się na pewne zakupy czy robicie sobie koszty, czy te koszty są faktycznie potrzebne. To nie jest tak, że jeśli macie, powiedzmy, 2000 podatku do zapłacenia i wydacie 2000 zł ze swoich pieniędzy firmowych, to ten podatek zejdzie do zera. Nie. Tak nie jest, ponieważ podatek płacimy 18%, jeśli jesteście na tych warunkach ogólnych. Mniej więcej przeliczenie jest takie, że aby zaoszczędzić 1000 zł podatku dochodowego, to musicie wydać ok. 5500 zł. Teraz zasadnicze pytanie: czy ja muszę wydać 5500 zł, żeby zniwelować podatek dochodowy o 1000 zł, czy mi to jest faktycznie potrzebne, czy wolę już zapłacić te 1000 zł podatku dochodowego, ale nie wydać przy tym dodatkowo 4500 zł. Jeśli mam potrzebę kupić sobie komputer, to kupuję, bo jest mi potrzebny do pracy. Komputer będzie na mnie zarabiał. Ale jeśli nie potrzebuję na gwałt kupić aparatu fotograficznego, bo nie potrafię robić zdjęć, a do wszystkich sesji zdjęciowych wynajmuję profesjonalnego fotografa, to może to są pieniądze, które mogłabym mieć na koncie. To są takie pułapki, w które ja wpadłam. Na szczęście w porę się otrząsnęłam i udało mi się te pieniądze trzymać na koncie przez pewien czas, a później, kiedy się uzbierały, spełnić prywatne i firmowe marzenia. Dzięki temu pozbyłam się dużych obciążeń finansowych. Teraz czuję się wolnym człowiekiem, jest mi bardzo dobrze z tą perspektywą. Robienie kosztów firmie, to nie jest cel firmy. Celem firmy jest zarabianie i tego się trzymajmy.
Chciałam Wam jeszcze krótko opowiedzieć o porażkach, które mnie spotkały w związku z moimi klientami i w związku z podwykonawcami. Na 45 projektów, które zrealizowałam w tamtym roku, 3 okazały się nie do końca udane.
Pierwszy dotyczył osoby mi bliskiej. Pisałam na blogu na temat projektowania dla znajomych, dla przyjaciół. Niestety, sama nie uchroniłam się przed tą porażką i okazało się, że osoba mi bliska poprosiła mnie o projekt, a w perspektywie czasu nie wyszło nic ani z tej współpracy, ani z projektu, ani nasza znajomość też już nie funkcjonuje. Dlatego, że oczekiwania tej osoby vs moje zobowiązania i vs to, na co się umawialiśmy, były inne. Nie chcę tutaj wdawać się w szczegóły i opowiadać o tej kwestii zbyt szeroko. Gdzieś tam się minęliśmy. Czuję się za to częściowo winna, ponieważ tak jak ostrzegałam Was przed współpracą z rodziną, tak tutaj mogłam być bardziej ostrożna. Szewc bez butów chodzi, jak to mówią.
Kolejnym projektem, w którym odniosłam porażkę, był projekt domu, który się ciągnął bardzo długo. Pierwsze rozmowy były jeszcze na długo przed tym, zanim założyłam firmę i ruszyliśmy z kopyta, kiedy założyłam własną działalność, a projekt zakończył się w sierpniu, we wrześniu, jakoś tak. Ten projekt trwał prawie rok czasu i porażka polegała na tym, że był po prostu przeciągnięty. Na początku klientowi w ogóle nie zależało na czasie. Były takie sytuacje, że odpowiadali mi prawie po miesiącu od przesłania moich projektów. Natomiast pod koniec, jak każdemu, zaczęło im się spieszyć. Nie potrafiłam nadrobić tego straconego czasu, ponieważ wtedy miałam już bardzo dużo innych projektów i każdy z klientów był tak samo ważny. Zaczęły się bardzo przykre wymiany maili, bardzo przykre sytuacje, grożenie niezapłaceniem. Ostatecznie po udowodnieniu im mojej racji, klienci zdecydowali się zapłacić mi 100% za projekt, bo ostatecznie wykonałam dla nich ten projekt w 100%, natomiast wtedy zaczęło się czepianie o jakieś drobne detale, wywlekanie jakichś dawnych obietnic, rzeczy, które nigdy nie padły, a które w ich mniemaniu były im obiecane. Więc to była bardzo niemiła sytuacja, która nauczyła mnie tego, żeby każdy projekt robić w czasie określonym przez umowę, a jeśli jest ten czas rozwleczony z jakichś powodów, to żeby informować o tym klientów na bieżąco, że z ich powodu lub z powodu braku odpowiedzi projekt będzie trwał dłużej. Przez to mogą być również opóźnienia na budowie. Ta sytuacja dużo mnie nauczyła.
Trzecim projektem, który okazał się niewypałem – do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego, ponieważ współpraca z klientami, młodym małżeństwem, mniej więcej w moim wieku, przebiegała naprawdę bardzo fajnie. Dogadywaliśmy się i wizualizacje i projekt poszły nam bardzo sprawnie, a w pewnym momencie dostałam od nich mail, że na tym etapie prac rezygnują z mojej współpracy i nie chcą już, żebym przesyłała im więcej rysunków i wizualizacji. Próbowałam dociekać, co jest powodem rezygnacji z moich usług, ale nie otrzymałam na to nigdy żadnej odpowiedzi. Mogę się tylko domyślać. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, chociaż jest to dla mnie bardzo dziwna sytuacja. Natomiast potem już w to nie wnikałam, byłam już zajęta innymi projektami, innymi osobami. Przyjęłam to do wiadomości, nigdy nie dowiedziałam się, co było faktycznym powodem rezygnacji z tej współpracy, ale może to nie było nic związanego z nami, tylko jakieś inne osobiste powody.
Tak naprawdę to są takie 3 rzeczy, na których poległam w tamtym roku… Zapomniałam – jeszcze najważniejsza – per stolarz. Pan solarz, który zszargał mi nerwy przez ostatnie pół roku, który sprawił, że posiwiałam w tempie ekspresowym, który sprawił, że 3 ważne dla mnie tematy zakończyły się bardzo dużą nerwówką. Powiem szczerze, że nie mam szczęścia do stolarzy. Nie wiem jak to się dzieje, że od 7 lat nie jestem w stanie znaleźć wykonawcy, z którym będę się dobrze dogadywać, który będzie terminowy, solidny, słowny i nie będzie zabijał ceną. Mam wrażenie, że te 4 cechy się wzajemnie eliminują. Nie potrafię znaleźć człowieka, który myślałby o swojej pracy podobnie jak ja, w profesjonalny i zadaniowy sposób. Że jest coś do zrobienia i trzeba to zrobić. Choćby się waliło i paliło, to musi to być skończone, bo ktoś na mnie liczy, ktoś mi zaufał. Pan stolarz dał ciała po całej linii. Nie jestem w ogóle w stanie zrozumieć tej sytuacji, ponieważ to nie była nasza pierwsza realizacja, to był 3 czy 4 projekt i poprzedni wyszły nam w porządku. Wszystko wyszło ok., klienci byli zadowoleni, a potem nastąpił przełom i spadek jego formy. Oczywiście on tłumaczył mi się różnymi prywatnymi rzeczami, ale to nie była ta skala. To nie mogło spowodować aż takiego zatracenia z jego strony. Także pan stolarz, pan wykonawca i w ogóle cała branża meblarska – końcówka roku to była jedna wielka masakra. Od nowego roku będę szukać nowego podwykonawcy, ale to jest dla mnie droga przez mękę. Jak sobie o tym pomyślę, to robi mi się niedobrze.
Jeśli chodzi o porażki, to chyba tyle. Mam wrażenie, że ten pierwszy rok był dla mojej firmy bardzo dobry. Jestem zadowolona zarówno z projektów, które wykonałam, z postępu, jaki zaszedł we mnie jako architekcie wnętrz, z tego, że firma przynosi mi dobre wyniki finansowe, jestem z nich naprawdę bardzo zadowolona, z tego, że przynosi mi ogromną satysfakcję, jeśli chodzi o moją pracę i to, że czuję, że jestem kowalem własnego losu i że mogę swoim dniem, swoim czasem dysponować wedle uznania. To mi sprawia ogromną radość.
Teraz chciałabym Wam opowiedzieć co zaplanowałam na przyszły rok. Jak wyglądają plany firmy na przyszły rok. Chciałabym troszeczkę zwiększyć intensywność blogowania. Chciałabym, żeby było trochę więcej Prostego Planu w kwestii blogowania, w kwestii merytoryki, w kwestii treści, które Wam dostarczam za pomocą bloga. Marzy mi się taka sytuacja, kiedy w przyszłości – mam nadzieję, że to nastąpi pod koniec przyszłego roku – blog i projektowanie będę dzieła pół na pół, jeśli chodzi o mój czas pracy. Bo teraz blog traktuję trochę jak pracę. To jest medium, za pomocą którego pozyskuję klientów, a które też pomaga mi się realizować na wielu płaszczyznach. Mam nadzieję, że w przyszłym roku treści na blogu będzie więcej. Mam nadzieję, że uda mi się zaprosić do współpracy z blogiem, do nagrywania podcastów, wyjątkowych gości. Mam już nawet listę takich gości i są to eksperci w swoich dziedzinach, są to również inny blogerzy, są to osoby, które żyją z pasji, które poświęciły się, podobnie jak ja, temu, co w życiu kochają najbardziej. Mam nadzieję, że te rozmowy będą dla Was bardzo inspirujące.
Chciałabym zmniejszyć ilość projektów, które robię jednocześnie. Te 15 projektów to jest naprawdę hardkor, to jest bardzo dużo, muszę się wyrabiać na zakrętach i nie daj Boże gdzieś mi się noga powinie albo mam kryzys twórczy, albo gorszy nastrój, albo nie daj Boże mój syn się rozchoruje i jestem uziemiona w domu, albo zdarzają się inne osobiste zawirowania, to wtedy te 15 tematów faktycznie przytłacza. Ideałem byłoby dla mnie zejść do poziomu 7-8, myślę, że wtedy byłoby bardzo w porządku. Chciałabym podjąć maksymalnie 2-3 duże projekty w ciągu kwartału… nie. W ciągu pół roku. Teraz mam bardzo duży projekt remontu kamienicy i w przyszłym roku szykuje mi się remont kolejnego apartamentu w kamienicy i wiem, że to będą projekty, które będą się ciągnęły długie miesiące, więc staram się przeznaczyć sobie odpowiednio dużą ilość czasu na realizację takich zleceń.
W przyszłym roku chciałabym też poodkrywać trochę nasz rodzimy rynek polskich designerów, polskich producentów, ponieważ polski design to jest coś, co niezmiernie mnie fascynuje od lat i widzę tutaj ogromny potencjał. Te małe manufaktury, które działają prężnie w Polsce, mają ogromny potencjał i chciałbym spróbować albo je wypromować, albo Wam zaproponować, albo zacząć korzystać do swoich projektów. Odejść trochę od masowej produkcji, a sięgnąć po produkty, które są mniej znane, które są takie trochę wyszperane, wyszukane, zaproponować klientom coś unikalnego.
Kolejnym moim marzeniem zawodowym jest to, żeby w przyszłym roku być chociaż na jednym dużym wydarzeniu wnętrzarskim. Mam tutaj na myśli chociażby Mediolan albo Frankfurt. Mam nadzieję, że uda mi się to spełnić. Już teraz podejmuję kroki ku temu, żebym mogła w przyszłym roku do Mediolanu czy na inne duże wydarzenie wnętrzarskie się wybrać. Także jestem w trakcie realizacji tego założenia, mimo tego, że to nastąpi dopiero za kilka miesięcy, ale wiadomo, że trzeba to zaplanować z dużym wyprzedzeniem. Mam nadzieję, że nic nie stanie mi na drodze i będę w stanie to zrealizować.
Chciałabym w przyszłym roku kontynuować nagrywanie podcastów. Chciałabym, żeby tych podcastów w przyszłym roku było więcej, żeby pojawiały się cyklicznie. Teraz mam zasadę publikowania jednego podcastu miesięcznie. Może uda mi się w przyszłym roku tą ilość zwiększyć, zobaczymy.
Chciałabym również rozwijać się edukacyjnie dwustronnie, to znaczy chciałabym Wam dawać wartość merytoryczną, żebyście mogli z niej korzystać, czy to w formie wpisów na blogu, czy jakichś wystąpień prelekcji (mam nadzieję, że przynajmniej 2-3 razy w roku uda mi się takie wystąpienie zorganizować, żebyście mogli przyjść posłuchać i wynieść coś dla siebie). Ale mam też ogromny apetyt na wiedzę i chciałabym w przyszłym roku wziąć udział w szkoleniu. Coś, co mnie ogromnie pociąga, to psychologia i marketing. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć jakiś kurs albo jakieś wykłady, prelekcje. Chciałabym trochę rozeznać się w kwestii psychologii i marketingu. To jest taka dziedzina, która też bardzo mnie fascynuje. W tym kierunku chciałabym zdobyć większą wiedzę.
Jest taki duży projekt, który sobie założyłam na przyszły rok. To nagranie dla Was filmu, w zasadzie klipu około 3-minutowego, mającego przedstawiać w taki bardziej artystyczny sposób jak wygląda proces projektowy, jak wygląda proces aranżacji wnętrza, jak wygląda współpraca z klientem. To brzmi trochę tajemniczo, ale dlatego, że nie mam tego jeszcze do końca sprecyzowanego. Mam w głowie obraz jak ma to wyglądać, ale jest mi jeszcze ciężko o tym rozmawiać, dlatego że jest więcej znaków zapytania niż pewników. To jest tylko taka zajawka, że w przyszłym roku coś takiego się pojawi. Mam nadzieję, że to dojdzie do skutku, ponieważ koszty nagrania takiego filmu, tak jak się dowiadywałam, do tej pory są ogromne. Ale mam ogromną potrzebę zrobienia czegoś takiego. Dla Was, dla odbiorcy prywatnego, dla klientów, aby pokazać na czym tak naprawdę polega architektura wnętrz, czym jest sztuka projektowania, czym jest współpraca z architektem wnętrz. to nie jest tylko i wyłącznie opowieść o mnie, bo aż takim narcyzem nie jestem, żeby o sobie samej kręcić filmy. Bardziej zależy mi na tym, aby pokazać jak wygląda projektowanie wnętrz od kuchni w fajny, przyjemny, artystyczny sposób, naładowany pozytywnymi emocjami z dobrą muzyką w tle. Mam nadzieję, że będzie się to miło oglądało. Na razie to wszystko przede mną, ale mamy końcówkę roku 2017, cały 2018 przede mną i czas na realizację tych wszystkich planów.
Bardzo Wam dziękuję za wysłuchanie podcastu do końca. Mam nadzieję, że moje porady na temat tego, jak prowadzić własną firmę, jakie są moje doświadczenia z prowadzenia firmy przez ostatnie 12 miesięcy do czegoś Wam się przydadzą. Oczywiście bardzo liczę na Wasze komentarze pod tym wpisem i zachęcam do słuchania kolejnego podcastu. Trzymajcie się, cześć.